środa, 17 czerwca 2015

Wyprawa do Chorwacji!

Witajcie!

Ta część z Was, która obserwuje mojego fanpage na FB ( a kto chce zlajkować to zapraszam ;) ), wie że niedawno byłam w Chorwacji.

Wycieczka była z jednego z towarzystw ubezpieczeniowych - nasza firma mogła wysłać jednego pracownika i to mnie wytypowano do wyjazdu. Przyznam, że początkowo nie bardzo chciałam tam jechać... Już Wam tłumaczę dlaczego byłam niechętna: 
- po pierwsze WYLOT miał być z Warszawy - już pomijam to, że trzeba było do tej Wawy najpierw dojechać, ale sama wizja lotu przyprawiała mnie o mdłości... Źle wspominałam swój poprzedni lot kilka lat temu...
- po drugie - na następny dzień (wg planu podróży) mieliśmy PŁYNĄĆ na pobliską wyspę... No wiecie... Choroba morska i te sprawy... Bo generalnie to mam chorobę lokomocyjną, morską i w ogóle... 
- po trzecie - miałam jechać SAMA... Nikogo znajomego w pobliżu...
Koniec końców dałam się namówić i pojechałam. Opiszę Wam przygody jakie mieliśmy... "Śmy"? Zaraz się przekonacie kto pojechał razem ze mną! :D


03.07.2015
Niedługo pospałam... Dzień wcześniej zaliczyłam pakowanie rzeczy, a tu o 2:40 trzeba było wstać.. Ogarnęłam siebie i walizkę i zadzwoniłam po taxi. O 4:55 wyruszyłam (wraz z opiekunem z towarzystwa oraz dwoma innymi dziewczynami, które wygrały wycieczkę) pociągiem do Warszawy. Mniej więcej koło 8 byliśmy na miejscu, wpakowaliśmy się w taxi i pojechaliśmy na lotnisko. Na miejscu byliśmy trochę przed czasem, ale z dwojga złego lepiej być za wcześnie niż za późno. Odebraliśmy od opiekuna z biura podróży nasze "startery" (bilet na samolot, ubezpieczenie na podróż i przywieszkę do bagażu) i ruszyliśmy na odprawę. 

Upset oczywiście pojechał ze mną! :D

O dziwo dałam radę zrobić self check-in bez większej pomocy =w= Po odprawie, zdaniu bagażu i przejściu przez bramki zwiedziliśmy strefę bezcłową (kupując kilka rzeczy) i poszliśmy na śniadanie. O cenach się nie wypowiem - powszechnie wiadomo, że ceny w strefie są z kosmosu...
W końcu przyszła pora na wpakowanie się na pokład samolotu.
 

Jak zobaczyliśmy z Upsetem samoloty to jakoś nam się tak słabo zrobiło (serio - zawroty głowy, ciemno przed oczami i żołądek w gardle)... 
O dziwo było całkiem spoko ^^ Dwie godzinki minęły całkiem szybko :) A jakie widoczki piękne! 


W końcu, koło 13:30, dolecieliśmy do Zagrzebia. Nie mieliśmy za dużo czasu na zwiedzanie bo musieliśmy się spieszyć na prom...Ale chwila, chwila... Czy nie mieliśmy płynąć gdzieś dopiero drugiego dnia? Tak... Też mnie to zdziwiło... Pominę pewne niedociągnięcia w informacjach... Wg planu po przylocie mieliśmy iść na lunch (poszliśmy), a po nim pozwiedzać Zagrzeb i pojechać do hotelu. Transfer do hotelu miał trwać 3,5 godziny - nie wiem jak oni to liczyli, ale żeby zdążyć na prom, który odpływał o 21, to musieliśmy z Zagrzebia wyjechać o...16. To mamy 5 godzin + godzina płynięcia promem + godzina dojazdu z portu do hotelu - co daje nam razem 7 godzin jazdy... No ale mniejsza...



Plac bana Josipa Jelačicia


Żeby dotrzeć do naszego hotelu musieliśmy przejechać prawie całą Chorwację...Z Zagrzebia do Splitu, ze Splitu promem do Supetaru i stamtąd do Bol.
Za to widoki wynagrodziły nam długą podróż :)
 Tu już na promie:

W końcu udało nam się dotrzeć do hotelu (koło 23)... Później już tylko, zameldowanie się, kolacja, prysznic i łóżko bo rano pobudka ;)

Dostał nam się pokój na - teoretycznie - czwartym piętrze. Tylko nie wiem czemu ale nie było drugiego piętra???


04.06.2015:

Obudziłam się średnio przytomna, ale widok za oknem w miarę szybko mnie obudził. Na naszym balkonie było..."coś"! Przestraszyłam się, że to może jakieś robactwo czy cuś, ale po chwili zobaczyłam dwa urocze łebki <3 Okazało się, że naszymi sąsiadami jest para jaskółek ^U^ Mimo, że wyglądały z gniazda za każdym razem gdy wychodziłam na balkon, to nie chciały się ustawić do zdjęcia :c

Jako, że przyjechaliśmy gdy było już ciemno, to dopiero dzisiaj zobaczyłam jakie mamy widoczki z balkonu :) Tak - tam w tle widać Adriatyk! :D

Po ogarnięciu się, śniadaniu i stwierdzeniu, że mamy jeszcze 40 min wolnego czasu a do plaży mamy... może ze 100 metrów, to przejdziemy się popodziwiać okolicę ^^

Jedna z wielu rzeczy, które bardzo mi się podobały w Chorwacji to kolor wody... Coś pięknego <3 Woda była przyjemnie chłodna - tzn. w sumie to ciepła bo miała ok 20-23°C (może więcej?), ale przy temperaturze powietrza ok 33-40 °C to wydawała się chłodna ;)
 

Upset dzielnie pozował ;) O dziwo współlokatorka z pokoju nie patrzyła na mnie krzywo jak go wyciągnęłam z torebki :P Ba! Też zrobiła mu zdjęcie!

Po krótkim spacerze na plaże przyszła pora na wycieczkę, która wg planu miała się zacząć coś koło 10. Zwartą grupą (ok 50 osób + 2 opiekunów + przewodniczka) udaliśmy się do centrum miasteczka (w którym był też "port").
Po wpakowaniu się na łódkę wyruszyliśmy na oddaloną o ok 40min wyspę Hvar. Przez chwilę towarzyszyły nam nawet delfinki!


Widok na Bol z naszego stateczku.

To najbardziej nasłonecznione miejsce w kraju - nie wiem kto to liczył, ale ponoć słońce świeci tam przez średnio 2724 godziny w roku.


 
Pierwszą miejscowością, do której zawitaliśmy, była Jelsa. Piękna miejscowość, która będzie mi się zawsze kojarzyć z lawendą (podobnie jak cały kraj, jednak Jelsa była szczególnie lawendowa). Wszędzie praktycznie było czuć zapach tej roślinki. Z resztą nie tylko zapach! Pierwszy raz w życiu widziałam i spróbowałam lawendowych lodów! Przyznam, że ciekawy smak :P
 
Ten zaułek wyglądał wyjątkowo malowniczo. W ogóle ta miejscowość była jedną z tych, które mi się najbardziej podobały :) Nie spędziliśmy tam niestety zbyt dużo czasu - zbiórkę przy stateczku mieliśmy po około godzinie :(

Kolejną miejscowością na wyspie była Vrboska. Po krótkiej opowieści przewodniczki o miasteczku, udaliśmy się na lunch do lokalnej restauracji, a po nim popłynęliśmy...w sumie sama nie wiem gdzie... W każdym razie mieliśmy czas wolny żeby pomoczyć się w morzu ^U^ Ja niestety mogłam zamoczyć się co najwyżej do kolan :c ale i tak było fajnie :)



Upset miał chwilę wolną, żeby zapozować ;)



Kolejnym punktem programu był powrót do Vrboski na degustację wina (mnie najbardziej do gustu przypadł Prosek) i warsztaty zielarskie (z których nic nie wyszło).

Vrboska


Niestety koło 18 trzeba było już wracać z powrotem do Bol :c Po kolacji przeszłyśmy się ze współlokatorką do centrum po jakieś małe zakupy, a później do późna siedziałyśmy na balkonie ;)


05.06.2015
Dzisiaj musiałam dość wcześnie wstać. Dziś w planach była wyprawa do Splitu. Do ostatnich minut się wahałam czy jechać, ale w końcu się zmusiłam. Przyznam, że chwilami żałowałam, że się zdecydowałam - właściwie to żałowałam ok godzinę, którą mi zabrała choroba morska =___= Gdy już udało mi się ogarnąć i wyjść na pokład moim oczom ukazał się przepiękny widok na Split.



Po zejściu z promu spotkaliśmy Panią Opiekunkę (no dobra... tak prawdę powiedziawszy nie mam pojęcia kto to był, ale była miła), która oznajmiła nam, że zapowiada się dość ciepło i będziemy łazić w około 40°C (temp w cieniu) gorącu... 

Mury Pałacu Dioklecjana i... Hello Kitty

Pierwszą część zwiedzania mieliśmy dość nietypową - podzielili nas na grupki, dali nam mapy i zadania do zrobienia (np. pójść pod Złotą Bramę, przebrać jednego ochotnika z grupy za Rzymianina i zrobić mu zdjęcie pod wspomnianą Bramą - na dowód, że tam dotarliśmy). 

 Upset Pony miał ewidentnie dość tego gorąca... 


Jak widać niewielu osobom chciało się chodzić na taki gorąc - od razu można było odóżnić turystów od mieszkańców ;)

Obszar pałacu to dziesiątki malowniczych, wąziutkich uliczek. Tutaj trafiliśmy na jedną z większych przestrzeni - niezbyt duży plac :)



W drodze do Złotej bramy trafiliśmy na targ staroci! :D 

W końcu dotarliśmy do jednego z celów - Pomnika Biskupa Grzegorza z Ninu. Według legendy dotknięcie dużego palca lewej stopy posągu przynosić ma zdrowie i szczęście (chyba nie działa bo na wycieczce się pochorowałam...) - inna legenda mówi, że jak się ten palec dotknie to biskup spełni jedno życzenie.

Do złotej bramy dotarliśmy, zdjęcia Rzymianina zrobiliśmy i...stwierdziliśmy, że musimy w miarę szybko iść wykonać ostatnie zadanie! Było nim... odnalezienie restauracji, w której mieliśmy mieć obiad :P

Przyznam, że - nie licząc posiłków w hotelu - w tej restauracji mieliśmy najlepszy obiad ze wszystkich pozahotelowych posiłków D:


Na deser podali nam takie cuś... Przyznam, że zdjęcie dodaję tylko dlatego, że może ktoś z Was się orientuje co to było? Podpowiedzi: było zimne jak lody (ale nie - to chyba lody nie były - nie ta konsystencja), było chyba z jakimiś bakaliami i może skrystalizowanym karmelem... i ... i  sumie tyle pamiętam ^^"



Po obiedzie udaliśmy się na zwiedzanie z naszą przewodniczką. Po zwiedzaniu mieliśmy ok 30 min czasu wolnego, ale jako, że upał dał mi w kość, a musieliśmy jeszcze na wyznaczoną godzinę być w porcie przy promie, to wolałam wcześniej wrócić na miejsce zbiórki. Opiekunowie już tam byli - była też miła Pani Opiekunka, z którą próbowałyśmy (ona po angielsku, ja po polsku) wytłumaczyć reszcie o co chodzi w eksperymencie z kotem Schrödingera (była wdzięczna, że chociaż ja jedna wiem o co chodzi) :P Przyznam, że nam się nie udało i inni jak nie rozumieli tak nie rozumieli dalej :P


Nasz promik

Powrót minął mi już spokojnie - nie licząc "imprezy" w autokarze ;) Po kolacji wybraliśmy się jeszcze na tańce z muzyką na żywo, ale jak występ się skończył to wróciłam do hotelu - część poszła jeszcze na dyskotekę - ale jakoś to nie moje klimaty :P


06.06.2015
Dzień wolny. Wreszcie mogłam się w miarę wyspać ;) Na stołówce czekała mnie bardzo miła niespodzianka! :D Patrzcie co było jedną z rzeczy, które można było zjeść na śniadanie! :D
Wydaje mi się, że były z kus-kusa, ale po rozmowie z mamą już nie jestem taka pewna ^^"  Tak czy inaczej były urocze <3


Po śniadaniu przeszłyśmy się ze współlokatorką na małe zakupy do centrum.

Po zakupach wybrałyśmy się jeszcze na plażę - ambitnie chciałam się poopalać, ale niestety moja natura jest inna i nie potrafię wyleżeć spokojnie na słońcu :P Po kilku(nastu?) minutach leżenia, stwierdziłam, że idę się pomoczyć w morzu! =w= Tylko inteligentnie zapomniałam wziąć klapków z pokoju, więc czekał mnie masaż gorącymi kamieniami (plaża), a później walka o równowagę ze śliskimi (woda)... Koniec końców doszłam do momentu gdy woda sięgała mi ciut powyżej kolana i stwierdziłam, że pasuję... Przy pomocy współlokatorki wróciłam na cieplutkie kamienie, spakowałam się i wróciłam do hotelu. 


Koleżanka po chwili wróciła do opalania, a ja wzięłam aparat i poszłam z Upsetem na spacer :)





Widzieliśmy razem wiele przepięknych widoków... <3




Nawet Upset zaczął zmieniać podejście i prawie się uśmiechnął! :D

Nasz spacer nie trwał długo - musieliśmy się zbierać bo wieczorem czekała nas uroczysta, pożegnalna kolacja. Po kolacji udaliśmy się nad basen gdzie przy muzyce na żywo miała się odbyć ostatnia impreza. O dziwo trochę posiedziałam - przekomarzając się z kolegą z grupy (na oko w wieku mojego taty? może ciut młodszy - ale na pewno po 40) bo chciał zrobić zdjęcie, odblokował komórkę i włączyła mu się ostatnio używana (?) aplikacja... gra MLP XD Zwróciłam na to uwagę, a on zaczął się tłumaczyć, że "nie no to nie jego!on nie gra! to córki! on nawet nie wie jak w to się gra i nie wie o co chodzi z tymi diamentami!" XD Pomijam to, że ja - kolekcjonerka kucyków - nie mam takiej gry na kom XD


Pewnie posiedziałybyśmy dłużej gdyby nie to, że pasowało wrócić do pokoju i się spakować... No i chociaż trochę przespać... Następnego dnia miałyśmy mieć pobudkę koło 5 rano :c


Upset dzielnie pomagał przy pakowaniu!

07.06.2015
Nawet całkiem sprawnie poszło nam ogarnięcie się. O 5 pobudka, a o 6:35 miałyśmy już zdany pokój :3 Później śniadanie, a po nim budzenie kilku osób ;)
Koło 7:50 wpakowaliśmy się w autokar i ruszyliśmy w drogę powrotną do Zagrzebia. Chwilę po 15 byliśmy "już" na lotnisku. Czas do wejścia na pokład samolotu minął nam całkiem szybko i nim się obejrzałam już byliśmy w powietrzu :) 


Upset wciąż bał się lotu...


 Piękne chmurki nad Polską


Tym razem lecieliśmy innym samolotem, więc lecieliśmy trochę krócej. Mniej więcej o 18 byliśmy już na lotnisku w Warszawie :) Niestety zanim dojechałam do domu to była już północ... A o 5 pobudka i do pracy... Do tej pory nie wiem jakim cudem nie usnęłam w poniedziałek przy biurku! D:

A teraz kilka ciekawostek:
1) Chyba najważniejsza - w trakcie pobytu w Chorwacji byłam w kilku sklepach i w żadnym nie znalazłam kucyków! D:
2) Wiecie, że po chorwacku "frajer" to przystojniak? XD
3) Chorwacki ma dużo słów podobnych do polskiego - kilka razy na straganikach łatwiej było mi się dogadać ze sprzedawcami po polsku, niż po angielsku!
4) Mentolowe papierosy widziałam tylko w 1 sklepie O_o


W sumie chyba tyle... Starałam się nie rozpisywać za bardzo, żeby Was nie męczyć ;) Mam nadzieję, że się nie zanudziliście ;)

Do przeczytania! ^U^

Hope


6 komentarzy:

  1. Chyba jest taki przesąd, że któregoś piętra nie ma bo jest pechowe :) Tylko nie wiem którego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. piękne zdjęcia, nie byłam nigdy w Chorwacji, ale jak nie ma tam kucyków to nie będę jechać xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne widoki.Mam nadzieję,że też kiedyś pojadę do Chorwacji,bo nigdy nie byłam tam.

    OdpowiedzUsuń