poniedziałek, 23 marca 2015

na czym polega prawdziwe kolekcjonowanie?

witajcie,

nie było mnie jakiś czas, ponieważ zepsuł mi się aparat i nie mogłam robić zdjęć...
na szczęście jest już naprawiony i odebrany ^^
dzisiaj chciałam napisać jednak o czymś zupełnie innym niż moje nowe kucyki (ponieważ nowych nie mam ^^').

na czym według Was, polega "kolekcjonowanie"?
nie chodzi mi tutaj jedynie o kucyki czy też lalki ale także o inne rzeczy które da się kolekcjonować.

jestem osobą kolekcjonującą kucyki My Little Pony oraz lalki (jak narazie Monster High).
dobrze wiecie, że kucyków były aż cztery generacje.
co za tym idzie, kucyki z generacji I oraz II są w dzisiejszych czasach bardzo trudne do zdobycia, na sklepowych półkach niestety już ich nie ma.
generację III jest jeszcze dosyć łatwo zdobyć a o IV już nie wspomnę bo mamy ją w sklepach.

uwielbiam generację I oraz II, mam w swojej kolekcji sporo kucyków np. bez diamentów w oczkach, z podciętymi lekko grzywami bądź ogonami, z rdzą w ogonie, lekko pomazanych.
naprawdę mi to nie przeszkadza, a cieszę się że są one w mojej kolekcji i je posiadam bez względu na wygląd.

dlatego nie rozumiem osób, które za wszelką cenę chcą mieć wszystko w stanie "idealnym" (że tak zacytuję...).

kucyki jak i lalki są to zabawki dla dzieci, co za tym idzie... bardzo często używane.
(gryzione, brudzone, moczone, poddawane zabiegom fryzjerskim...).

nawet jeśli kucyk jest pobrudzony... czy nie można go umyć?
jeśli ma przebarwienie od długopisu/flamastra... czy nie można go odbarwić? (zakładka: pielęgnacja, mamy wszystko dokładnie wytłumaczone jak to zrobić i co najlepsze, DZIAŁA!) ^^.
jeśli kucyk z G2 nie ma diamencików w oczach... czy nie można mu ich dokleić? (bez żadnego problemu da się w sklepach je zakupić).
jeśli jest poddany zabiegom fryzjerskim... zawsze można nauczyć się zmieniać włosy.

mam w swojej kolekcji naprawdę bardzo dużą ilość kucyków nieco podniszczonych a raczej wybrakowanych.
jednak gdybym ich nie kupowała, moja kolekcja byłaby o połowę mniejsza...
a chyba nie o to w tym chodzi?

mimo braków, stoją dumnie na półce i zdobią ją nawet bardziej niż te kuce które są nowe.
każdy z nich ma w sobie jakąś historię, i to właśnie jest dla mnie piękne w kolekcjonowaniu :-)

na koniec obejrzyjcie wszystkie moje kucyki które nie są idealne, lecz bardzo je lubię i nigdy bym ich nie oddała mimo ich wszelkich braków.

kolekcjonowanie to nie tylko kupowanie, zbieranie nowych, nieskazitelnych rzeczy, w szczególności tych z dawnych lat, których innych niż używanych nie dostaniesz ^^

pozdrawiam ciepło!

niedziela, 15 marca 2015

Wielkie szczęście :D

Witajcie! 

Chciałam się Wam pochwalić jakiego miałam ostatnio farta :D Tydzień temu byłam z moim P. na pchlim targu. Nie byłam nastawiona, że coś znajdę bo ostatnimi czasy bardzo rzadko trafiały się jakieś kucyki. Przepatrzyliśmy wszystkie stoiska i mieliśmy właśnie wejść z jedną z ostatnich 'uliczek'. I tak patrze i z daleka widzę dużą pluszową Pinkie - taką już miałam, więc tylko zerknęłam na nią, ale przyjrzałam się bliżej rzeczom, które oferowała miłą Pani. Długo szukać nie musiałam i już po chwili trzymałam zadowolona 2 kucyki G1 :D Co mnie bardziej uszczęśliwiło - cena była bardzo okazyjna - 6zł za oba :D

Ogarnęłam je i okazało się, że są niemal w idealnym stanie! Wystarczyło je tylko umyć i ogarnąć włosy :P Jakbym miała za mało szczęścia to się okazało, że jeden z nich to niemiecka wersja :D

Tak wyglądały przed wizytą w spa:


wtorek, 3 marca 2015

Nie lubię walentynek...?


Witajcie!

Wiem, że jest już 3. marca i Walentynki były tak jakby już pół miesiąca temu, ale mam za dużą ilość rzeczy na za małą ilość czasu...

Myślałam już nad tym "świętem" wiele razy, dyskutowałam jeszcze więcej i nie mogę się do niego jednoznacznie ustosunkować D: Z jednej strony uważam, że jest to święto komercji (chyba się ze mną zgodzicie?), że sporo par świętuje na pokaz i mdli mnie od tego całego serduszkowego szaleństwa, że mam dość walentynek zanim się zaczną i staram się unikać walentynkowego stuffu jak tylko mogę... 
Ale... ale w tym roku tak jakoś wyszło, że obchodziliśmy walentynki. Nie jakoś specjalnie z kinem (bo zaczęli w kinach puszczać "Pisiont twarzy Greja" i już wyobraziłam sobie te kolejki na parking i do kas), czy restauracją, czy czymś (eeeee...co się robi w wale-w-tynki???)... tak właściwie to ten dzień nie różnił się praktycznie niczym od innych dni bo nie potrzebujemy "święta", żeby okazywać sobie uczucia. W sumie jedyna różnica polegała na małych upominkach, których na co dzień sobie nie dajemy i na tym, że wypiliśmy po 1-2 drinki (kolejna anomalia bo ja rzadko piję cokolwiek mocniejszego niż herbata ;) ).